Wcierki są nieocenionym elementem pielęgnacji - odkąd przyłożyłam się do dbania o włosy, zawsze mam jakąś w swoim arsenale. Lubię zmiany i testowanie nowych kosmetyków, więc zwykle po wykończeniu jednej odżywki sięgam po coś nowego.
Tym razem padło na Seboravit - kolejną odżywkę Farmony. Miałam już Jantar i Saponics, więc jak testować to testować ;) Znałam ją już wcześniej, ale nie byłam zainteresowana - ma dość prosty skład, kilka ekstraktów, nie jest aż tak imponujący jak w przypadku dwóch wyżej wymienionych odżywek.
W końcu jednak sięgnęłam po nią w Drogeriach Polskich, skuszona niską ceną - 7.60. Uznałam, że niewiele stracę, nawet jak się nie sprawdzi. Skład odżywki, tak jak wspomniałam, nie jest zbyt rozwlekły - w sumie najbardziej moją uwagę zwróciła czarna rzodkiew, która znajduje się wysoko. O jej cudownych właściwościach słyszeli chyba już wszyscy ;-) Na Wizażu jest nawet osobny wątek poświęcony wcieraniu soku z tej roślinki.
Na drugim miejscu alkohol denat - wcierka więc nie jest dla wrażliwych skalpów!
Mi osobiście nie szkodzi, moja skóra chyba przyjmie wszystko :D
Tak jak w przypadku innych odżywek Farmony, płyn zamknięty jest w szklanej butelce z korkiem z malutką dziurką - można bawić się w trzepanie butelką i wytrząsanie kropelek na dłoń, a można przelać zawartość do czegoś praktyczniejszego.
Co przeczytamy na opakowaniu :
Moje wrażenia ...
Zacznę może od tego, że w sumie nie oczekiwałam od tej odżywki zahamowania przetłuszczania i przedłużenia świeżości włosów. Oczekiwałam tak jak zawsze wzmocnienia cebulek, pojawienia się nowych włosów, może przyspieszenia porostu? Opis producenta skupia się na aspektach zminimalizowania przetłuszczania, ale czarna rzepa, łopian, tatarak mają też w końcu inne właściwości ;)
No to jak nie oczekiwałam, to nie dostałam ;-) Wcierka nie wpłynęła na przetłuszczanie, tak jak zawsze musiałam myć włosy co 2 dzień. Ale zgodzę się, że po wcieraniu włosy robiły się puszyste i bardzo miłe w dotyku :) Samo stosowanie było przyjemnością. Po pierwsze - zapach bardzo mi podszedł. Może jestem dziwaczką, ale lubię zapach czarnej rzepy w kosmetykach. Jest o wiele mocniejszy niż w kuracji Joanna Rzepa, ale nadal dla mojego nosa przyjemny.
Spodobało mi się bezpośrednie działanie płynu na skórę głowy - po wcieraniu mogłam się cieszyć gładkim i nawilżonym skalpem (czy to zdanie brzmi dziwnie? :D), miłe było także uczucie odświeżenia włosów. Zapach moim zdaniem szybko znika, ale wiadomo, że jak komuś się nie spodoba, będzie wyczuwał go przy każdym poruszeniu głową.
Wg producenta odżywkę można stosować co drugi dzień. Niektórzy oczywiście tego nie przeczytali i stosowali sobie codziennie ;) Ale nic mi się nie stało, więc udawajmy, że tego nie było :D Z największą regularnością używałam jej w grudniu i styczniu i już w połowie stycznia aparat uchwycił takie oto antenki na głowie:
Seboravit nie zafundował mi raczej przyspieszenia wzrostu włosów, ale podziałał na baby hair, co też się ceni :)
Polubiłam się z Seboravitem, ale nie jestem pewna, czy do niego wrócę - miałam już wcierki, po których były lepsze efekty.
To teraz trzeba znów wyszukać coś nowego ... ;)