poniedziałek, 25 marca 2013

Odżywka i olejek IHT 9 przeciw wypadaniu włosów - recenzja.

Jakiś czas temu od sklepu helfy.pl dostałam do testów odżywkę i olejek IHT 9. Te kosmetyki były dla mnie całkowitą nowością i z zapałem przystąpiłam do testowania. Pora podzielić się z Wami moją opinią na ich temat :)


Nieduże białe buteleczki, różniące się od siebie wizualnie tylko kolorem napisów. Trzeba patrzeć, czy czasem nie zamierzamy naolejować włosów odżywką ;-) 
Oba kosmetyki mają pojemność 200 ml, co o ile w przypadku olejku jest satysfakcjonującą ilością, to już odżywka nie starczy nam na zbyt długo. 

Skupię się najpierw na odżywce:


Zwykle używałam łącznie tych produktów - więc jeśli olejowałam włosy na całą noc IHT, rano po myciu nakładałam również odżywkę z tej serii. Oba kosmetyki mają przeciwdziałać wypadaniu włosów, wzmacniać cebulki i przywracać włosom gładkość i zdrowie


Producent nie określa, ile dokładnie mamy trzymać odżywkę na włosach, więc postawiłam na klasyczne 15 minut. Nie widziałam większej różnicy zarówno jak trzymałam ją na włosach krócej czy dłużej. W działaniu przypomina dobrą maskę - widać po włosach, że dostały porcję porządnego odżywienia. Wcierałam ją także w skórę głowy, co nie spowodowało nigdy obciążenia włosów czy szybszego przetłuszczania. Kosmyki są po niej błyszczące, miękkie, ładnie się układające - czego chcieć więcej po odżywce? :-)
Nie wiem jednak, jakby sobie poradziła z powstrzymaniem  nadmiernego wypadania włosów, gdyż na szczęście nie mam takiego problemu. 

Czego w niej nie lubię? Mam problemy z wyciśnięciem jej z buteleczki. Bardzo opornie leci, muszę sobie pomagać dwiema rękami ;-) To dlatego na zdjęciach jest taka trochę popękana, to przez wysiłki w wyciskaniu. Myślę, że im dalej, tym będzie i w końcu będę musiała ją rozciąć.

Malutki otworek odżywki. Ewentualnie można ten korek wyjąć i wytrzepywać odżywkę na dłoń.


Konsystencja odżywki jest jak gęsty krem (trochę jak odżywki Alverde). To sprawia, że zużywam jej dużo, lubię czuć wyraźnie kosmetyk na włosach. Uważam, że nie jest zbyt wydajna, w końcu 200 ml to też nie cuda, posiadaczki długich włosów szybko się z nią uporają. 


I na koniec skład, który  robi wrażenie ;-)

Rose Water (Rosa Damascena), Cyclomethicone, Lanette O (Ceto Stearyl Alcohol), Structure XL (Hydroxy Propyl Starch Phosphate), Vegetable Glycerin (Glycerin Cutrina Shine), Genamin KDMP (Behentrimonium Chloride), Genapol LA 230 (Laureth-23), Olive Oil (Olea Euroea), Henna Extract (Lawsonia Inermis), Thyme (Thymus Vulgaris), Aloe Vera (Aloe Barbadensis), IPM*, Soya Protein (Soja Protein), Holy Basil (Ocimum Basilicum), Rosemary Ext. (Rosmarinus Officinalis), Coco Butter (Theobroma Cacao), Coconut Oil (Cocos Nucifera), Liquorice Ext. (Glycyrrhiza Glabra), Natural Vitamin E (Tocopherol ), Potassium Sorbate.

W składzie znajdziemy m.in hydrolat (?) z kwiatów róży damasceńskiej, silikon, ale to na szczęście ten z ''dobrych'', emulgator nadający gładkość, oliwę z oliwek, ekstrakt z henny, aloes, olejek kokosowy, masło z kakaowca,  ekstrakt z rozmarynu, białko sojowe, witaminę E.

Pachnie ładnie, delikatnie, trochę kwiatowo.

Cena w helfy  26 zł.

OLEJEK
Przez ostatnie dwa miesiące najczęściej do olejowania używałam właśnie olejku IHT. I nie powiem, nie narzekałam na kondycję włosów w tym czasie (no może z wyjątkiem niesfornych końcówek ;) ). Oczywiście ma na to wpływ całościowa pielęgnacja, ale nie zmienia to faktu, że chętnie sięgałam po ten kosmetyk


Jest zabezpieczony dodatkowo koreczkiem, który ja osobiście wolałam wyciągnąć i wylać potrzebną ilość olejku na spodeczek
Ma ciemnożółty kolor i pachnie całkiem przyjemnie, tak cytrusowo :-) Indyjskie oleje lubią mieć kontrowersyjne zapachy, ten jest pod tym względem bez zarzutu.


Przeważnie używałam go na całą noc - zarówno na długość włosów jak i skórę głowy. Zmywa się dość łatwo, nie należy do tych ciężkich, bardzo tłustych olejów. 


Od samego początku byłam urzeczona składem i zastanawiałam się, czy taka piękna mieszanka zadziała równie wspaniale na włosy ;-) Nie zawiodłam się - olejek świetnie wpływa na kondycję kosmyków. Ogólnie, im dłużej używam olejków , tym bardziej zauważam ich wpływ na coraz większą gładkość włosów. I jest to efekt, który się utrzymuje, a nie ''od użycia do użycia''. Po IHT nawet moje końcówki wyglądają lepiej - olejek je wygładza i dobrze nawilża. Nie narzekam też na blask włosów :) Szkoda tylko, że nie zauważyłam zbyt dużego działania na przyspieszenie porostu, pokładałam w nim większe nadzieje. Jak jednak widać po ostatniej aktualizacji, nie wpłynął na to znacząco.

SKŁAD :

Olive Oil (Olea Europaea), Soya Oil (Glycine Soja), Walnut Oil (Juglans regia), Sesame Oil (Sesamum indicum), Coconut Oil (Cocos nucifera), Bhringraj Ext. (Eclipta alba ), Bhrami Ext. (Bacopa monnieri ), Almond Oil (Prunus amygdalus), Amla / Indian Goose Berry Ext. (Emblica officinalis ), Henna Ext. (Lawsonia Inermis), Jatamansi Ext. (Nardostachys jatamansi), Methi / Fenugreek Seed Ext. (Trigonella foenum graecum), IPM*, Aloe Vera Ext. (Aloe barbadensis), Neem Ext. (Azadirachta indica ), Jojoba Oil (Simmondsia Chinensis), Apricot Kernel Oil (Prunus Armeniaca Kernel Extract).

W składzie znajdziemy m. in oliwę z oliwek i oleje: sojowy, z orzechów włoskich, kokosowy, migdałowy, jojoba, z pestek moreli ; ekstrakty z kozieradki, miodli indyjskiej, bhringraj, amli, bhrami, jatamansi i aloesu, które zapobiegają infekcjom skóry głowy.

Cena olejku w helfy.pl : 29 zł.  

Klikając w linki przeniesiecie się na stronę helfy, gdzie możecie więcej przeczytać o tych kosmetykach. 

Podsumowując - zarówno odżywka jak i olejek są produktami wartymi uwagi, ale osobiście bardziej polecałabym olejek ze względu na wydajność i bardzo dobry skład. 

Co sądzicie o tych kosmetykach? 


..............................................................................................................................
















piątek, 22 marca 2013

Pomidor i marchewka ratunkiem dla suchej skóry - recenzja organicznego rosyjskiego kremu do ciała.

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze było ciepło i miło, wygrałam u Eve konkurs z rosyjskimi kosmetykami. Dwa z nich już zostały zrecenzowane (szampon z chili oraz maska z aloesem), pora na pomidorowo-marchewkowe masełko od Love Organic.


Wybaczcie, że masełko wygląda jak po bombardowaniu. Szczerze to nie wiem, czemu jest w takim stanie, nie przypominam sobie, żebym szorowała po nim pilnikiem albo rzucała po pokoju ... 

Opakowanie jest solidne, a zarazem wygląda estetycznie. Kremik jest oczywiście zabezpieczony dodatkowym wieczkiem, które, przyznaję, czasem ciężko podważyć. Trudno też uniknąć brudzenia wieczka kremem - no, przynajmniej mi zawsze wyłaziło na zewnątrz ;-)


Konsystencja wg mnie jest bardziej masełkowa niż kremowa. Gęsta, treściwa, czuć ją na ciele po pokremowaniu, nie wchłania się błyskawicznie. Świetne nawilżenie - gwarantowane. Używałam go zawsze, gdy miałam wrażenie, że potrzebuję większego odżywienia. Skóra od razu robi się mięciutka i gładka i nie jest to efekt, który szybko znika. Myślę, że przy naprawdę regularnym, codziennym wręcz stosowaniu kondycja skóry może bardzo poprawić się na korzyść.

Używam wymiennie nazewnictw krem i masełko, bo wg producenta to krem, a dla mnie masło :-P



Masełko ma tylko 250 ml, ale starcza na bardzo długo. Jak widać od wakacji zużyłam go około połowę. 

Skład kremu jest bardzo dobry. Smarując się nim, czuję, że robię skórze dobrze :-D


Składniki aktywne:
Pomidor (Organic Lycopersicum (Tomato) Fruit Extract) – korzystnie wpływają na stan naszej skóry. Witamina C zwiększa stopień jej dotlenienia, wzmacnia naczynia krwionośne i odżywia, natomiast witamina A i E chroni przed powstawaniem zmarszczek i przedwczesnym starzeniem się. Jednym z cennych składników pomidorów jest likopen. Badania wykazały, że likopen neutralizuje procesy wywołane przez promieniowanie UV (głównie reakcje wolnorodnikowe), które są przyczyną uszkodzeń komórek skóry.
Olej z nasion marchewki (Organic Daucus Carota Sativa Seed Oil) – olej z nasion marchwi ma dużą wartość leczniczą i kosmetyczną dzięki działaniu przeciwzapalnemu. Posiada właściwości regenerujące i tonizujące, zapobiega starzeniu się skóry, jest szczególnie korzystny dla skóry dojrzałej, suchej, popękanej, z wypryskami, trądzikiem.
Masło kakaowe (Theobroma Cacao Seed Butter) - surowiec izolowany z ziaren drzewa kakaowego, zapewnia odczucie gładkiej i pełnej relaksu skóry. Wykazuje wysoką biozgodność ze skórą. Przyspiesza proces opalania. Posiada pewne właściwości ochronne przed promieniowaniem UVB. Zapobiega nadmiernemu wysuszaniu naskórka.
Olej z nasion pietruszki (Carum Parsley Seed Oil) -  działa ściągająco i antyseptycznie, ma działanie detoksykujące i drenujące, wyrównuje koloryt skóry, rozjaśnia plam barwnikowe naskórka dzięki dużej zawartości witaminy C. Po użyciu oleju skóra staje się napięta i pobudzona do regeneracji. Pomaga w walce z cellulitisem
Olej z nasion dyni (Cucurbita Pepo (PumpkinSeed Extract) - olej bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, głównie kwas linolowy- Omega-6, który poprawia barierę lipidową naskórka, zwiększa stopień nawilżenia oraz reguluje pracę gruczołów łojowych, oczyszcza pory i zapobiega tworzeniu zaskórników.

                                                                          !Źródło!

   Moja opinia :
 Bardzo polubiłam ten krem, głównie ze względu na jego wszechstronne zastosowanie. Tak, nadaje się nie tylko do smarowania ciała! ;-) Włosomaniaczki pewnie wiedzą, o czym mówię - ten kosmetyk spokojnie może wylądować na naszych włosach. Użyłam go pod tym kątem kilka razy i byłam zachwycona uzyskaną miękkością i jedwabistością włosów. Co więcej, ostatnio używam go też jako kremu do twarzy na noc. Obawiałam się lekko, jak moja problemowa cera zareaguje, ale obyło się bez zapchania i niemiłych niespodzianek. Smaruję buzię na noc, a rano jest widocznie odżywiona i gładziutka ;) Poprawił się też jakby jej koloryt, to pewnie przez pomidorowo-marchewkowe esktrakty
Minus może stanowić kontrowersyjny zapach. Nie każdy ma ochotę pachnieć pomidorem ;-) Przyznam, że za aromatem masełka nie szaleję, ale też nie jest dla mnie nieładny. Po prostu dla siebie wybrałabym jednak inną nutę zapachową :) Działanie jednak rekompensuje wszystko!
Cena również nie zachwyci wszystkich, choć nie bije po oczach. Za organiczny krem bez  SLS, parabenów, olei mineralnych, ftalanów, glikoli, lanoliny trzeba zapłacić 27 zł w sklepie bioarp.pl. Moim zdaniem jednak to i tak rozsądna cena, zważywszy, że mamy do czynienia z produktem z certyfikowanymi składnikami organicznymi. 

Podsumowując - polecam. Chętnie wypróbuję w przyszłości inną wersję zapachową.


Ps. Niedawno przy aktualizacji włosów pisałam o tym, że zbieram się podcięcia końcówek. Jednak na razie zrezygnowałam z tego pomysłu, bo :
a) uznałam, że jeszcze nie wyglądają tak bardzo odrażająco :-P 
b) testuję teraz ampułki Seboradin i chcę wiedzieć, czy przyspieszą porost 
c) w maju idę na wesele i chcę mieć jak najdłuższe włosy, podetnę najwyżej po tym wydarzeniu :)

No, to już wszystko wiecie :-D Ale jak w kwietniu nie pojawi się aktualizacja, to będziecie wiedzieć, że wstydzę się swoich suchych końców :-D Tzn. nie jest z nimi tak tragicznie, ale ja po prostu już mam obsesję, żeby były idealnie zdrowe i gładkie. Jak robią się choć odrobinę piórkowate, od razu chcę podcinać. Jednakże w takim układzie to też nigdy ich nie zapuszczę ...  I co tu robić? ;-)

Pozdrawiam ciepło w ten zimowy kalendarzowo wiosenny dzień ...







poniedziałek, 18 marca 2013

Czemu mam taką obsesję na punkcie masek Bingo ... Wizyta w drogerii Jasmin.

Wiosenne przesilenie dopadło i mnie, zatem jestem od jakiegoś czasu ciągle zmęczona, rozdrażniona, bez humoru ... Mam ochotę zakopać się pod kołdrą, oglądać seriale i żreć chipsy na okrągło* :-> Doskwiera mi także monotonia. Nie wiem, zły czas jest teraz dla mnie, zdecydowanie zły. 

Nawet zakupy nie poprawiły mi jakoś znacząco nastroju. Wpadłam dziś do drogerii Jasmin w Krakowie (na ul.Długiej, Nowy Kleparz), bo na początku marca wypatrzyłam tam przez szybkę maski Bingo. Przylepiłam się do szyby, bo było zamknięte ;-) No to już wiedziałam, że prędzej czy później tam zawędruję... W sumie uważam, że już mogłam sobie na to pozwolić, wydenkowałam ostatnio kilka zaległych masek i pusto zaczęło się robić ;)


Kupiłam wersję z zieloną glinką i drożdżami. Czerwona maska dołączyła do zdjęcia, żeby było ładniej, ale kupiłam ją niedawno w innym miejscu :-D

Skład drożdżowej:


I z glinką - jak widać, znacznie krótszy i prostszy, podobnie nieskomplikowany skład ma wersja z błotem karnalitowym, a to moja ulubiona! :



Sama drogeria zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Jest ładnie, dużo kosmetyków, których nie dostaniemy w innych drogeriach, ponadto jest to wprost jaskinia z Bingo. Znajdziemy tam bardzo dużo ich produktów, nie brakuje chyba żadnej z masek do włosów!


Nie wiem tylko czemu niektóre wersje wycenili na 9.99, a niektóre na 11.25. Moje maski akurat kosztowały 9.99 ;-)
Były również kuracje kolagenowe i jogurtowe za ok. 26 zł za 1 litr. 


Były też różne mleczka do ciała, szampony do włosów, kremy do rąk.


Ogólnie warto odwiedzić :) Fajnie, że kosmetyki Bingo są coraz lepiej dostępne. Czekam, kiedy rosyjskie będą na wyciągnięcie ręki ... ;-)










* ale nie mogę z dwóch powodów - dałam sobie szlaban do końca marca na chipsy, poza tym i tak bym za nic teraz nie wyszła z domu :-P

piątek, 15 marca 2013

Wymiankowa strona.

Po ostatnich dobrych wymianach kosmetycznych z blogerkami, zdecydowałam się stworzyć na blogu taką wymiankową stronę. Robiłam dziś porządki w kosmetykach i zorientowałam się, że całkiem niepotrzebnie stoi u mnie kilka  fajnych kosmetyków, które może kogoś zainteresują, a mi z różnych względów nie pasują.

Strona jest na razie w powijakach, zobaczymy, czy się rozwinie ;-)




Jeśli ktoś jest zainteresowany, zapraszam tutaj :

http://naratunekwlosom.blogspot.com/p/wymiana.html


Pozdrawiam!

czwartek, 14 marca 2013

Ampułki Seboradin Forte - czyli coś nowego do wcierania plus informacja o konkursie na helfy!

Współprace to temat rzeka, wiele się już na ten temat powiedziało. Jeśli chodzi o mnie, jednym z najważniejszych dla mnie punktów dobrej współpracy jest dobry kontakt, szybkie odpowiadanie na maile, pozostawienie dowolności przy wyborze produktów do testów. Nie wspominam o braku ingerencji w treść recenzji, bo to jest oczywista oczywistość ;) Marka Seboradin zdobyła plusik w każdym z tych punktów :) Dostałam propozycję przetestowania którejś z ich kuracji do włosów. Przyznam, że długo się nie zastanawiałam - wiedziałam, że padnie na ampułki, które już kiedyś kiedyś widziałam w aptece i od razu mnie zaintrygowały. 

To moje pierwsze spotkanie z tą marką - nie testowałam dotąd ich kosmetyków, słyszałam jednak o nich wiele dobrego. Wybrałam czerwoną wersję ampułek, choć fioletowa również intrygowała... Przemówiły jednak bardziej do mnie wyciągi z papryki, chmielu i żen-szenia ;-)


Akurat skończył mi się Seboravit i zostałam bez żadnej wcierki - idealnie się zgrało ;-) Nigdy nie miałam wcierki w ampułkach, mam nadzieję, że sobie poradzę :-D 


Ampułek jest 14, wg producenta należy wcierać jedną dziennie najlepiej na noc. Planuję podzielić sobie jedną ampułkę na pół, żeby kuracja potrwała przynajmniej miesiąc. 

Zobaczymy, czy będą efekty za miesiąc w aktualizacji włosów ;-)


...................................................................................................................................

Chciałabym Was zachęcić do udziału w konkursie organizowanym przez helfy.pl. Do wygrania  są następujące zestawy kosmetyków:

3 zestawy: Szampon + odżywka z wyciągiem z konopi Cannaderm
3 zestawy: Krem do cery normalnej i tłustej + Mydło z torfu Cannaderm
3 zestawy: Pasta cukrowa do depilacji + Dezodorant Ałun Royal Alepp


Wystarczy :

1) Polubić Helfy na Facebooku www.facebook.com/sklep.helfy
2) Udostępnić publicznie informację o konkursie zamieszczoną na profilu Helfy
3) Wysłać na adres konkurs@helfy.pl dokończone zdanie: 
Nowinka kosmetyczna, której nie ma w ofercie Helfy, a chciał(a)bym wypróbować, to...
(prosimy o wskazanie typu kosmetyku lub metody pielęgnacji z dowolnej części świata; długość wypowiedzi dowolna).

                                                                            ŹRÓDŁO


Spróbujecie swoich sił? :)



wtorek, 12 marca 2013

Aktualizacja włosów luty-marzec.

Phh... Nie można powiedzieć, żebym była zadowolona robiąc comiesięczną aktualizację włosów. Chyba wrócę do robienia zdjęć co dwa miesiące - bardziej widać przyrost, jest więcej satysfakcji ;-)

Niestety w tym miesiącu nie ma się czym pochwalić, włosy stoją w miejscu:


Na dodatek końcówki nadają się już do podcięcia. Z pewnością zapuszczę je w zawrotnym tempie, jeśli co dwa miesiące muszę je podcinać ... Jednak są już suche i brzydkie i raczej nie do naprawienia niczym innym niż nożyczkami. 


Włosy są po całonocnym olejowaniu olejkiem IHT, na długość została nałożona maska w pudrze Kapoor Kachli plus Bingo 40 składników. 

Ogólnie nie mam im wiele do zarzucenia jak się prezentują na długości, ale końcówki są już fe. No i szkoda, że tak wolno rosną... 

Luty jednak nie obfitował w jakąś megazaawansowaną pielęgnację, nie zawsze miałam czas nałożyć olej itd, więc w sumie co się dziwić. Może za miesiąc będzie lepiej. Muszę sobie kupić coś lepszego do zabezpieczania końcówek, jedwab Green Pharmacy w ogóle sobie nie radzi. Zima także nie jest sprzyjającym okresem dla moich włosów, szybko się niszczą.

W marcu będę jednak prawdopodobnie testować nową wcierkę w ampułkach, więc liczę na pobudzenie cebulek do działania ;)



Pozdrawiam serdecznie, 
Klaudia



sobota, 9 marca 2013

7 niepokojąco szczerych faktów o mnie ... Czyli TAG!

Woolna sobota ... Tylko dlaczego za oknem znów mamy jesień? Miałam inne plany na ten weekend niż siedzenie w domu :-( Oczywiście nic nie zabrania mi wyjść, ale aura nie jest zachęcająca. No cóż, mam nadzieję, że mimo to dzień i tak będzie przyjemny. Zaczęłam od małego SPA, a wieczór z winem, chłopakiem i dobrym ponoć filmem (Poradnik pozytywnego myślenia) również zapowiada się nieźle ;)

Po ostatnich dniach czuję się nieco zmęczona psychicznie, zaniedbałam bloga, różne recenzje leżą odłogiem, dlatego dziś taka lekka notka dla odprężenia. Nie ma - chyba - zbyt dużo prywaty na moim blogu, więc będzie to mała odskocznia od włosowo-kosmetycznych tematów.




1. Jestem kompletną kaleką geograficzną. KOMPLETNĄ. Potrafię zgubić się zawsze i wszędzie. Mam zerową orientację w terenie. Zapominam drogi do miejsc, w których dawno nie byłam. Mapy niewiele pomagają - mam problemy z ''przeniesieniem'' ich na rzeczywisty teren :-P Często skręcam w złą stronę albo robię absurdalne okrążenia. Zapominam czy w danym miejscu był jakiś konkretny budynek, sklep, znak, zdarza mi się pytać chłopaka ''Czy to tutaj zawsze było?''. Serio, podsumowując, uważam, że mam poważne ubytki w mózgu jeśli o jakąkolwiek orientację :-D Mój chłopak mówi ''Zawsze skręcaj w inną stronę niż którą chcesz wybrać'' :-P Przeraża mnie opcja pojechania samej w obce miejsce, zawsze wcześniej muszę porządnie poszukać, jak tam dojść, w co wsiąść, co będę mijać po drodze. Może myślicie, że przesadzam...Niestety, nie :-D


2. Nigdy nie poczułam ani odrobiny chęci, żeby zrobić prawo jazdy.Ten temat był od zawsze doskonale mi obojętny. Ja i prowadzenie samochodu...? Już samo postawienie tych słów obok siebie jest śmieszne :-D Nigdy się w tym nie widziałam i uważam, że nie każdy musi siadać za kółkiem - po prostu nie wszyscy się do tego nadają, a po co na drogach jest potrzebny kolejny niezrównoważony kierowca? ;-) Kiedy wszyscy w III liceum robili prawko, ja jak zawsze byłam poza tematem ;)



3. Jestem okropnym śpiochem. Nie ważcie się do mnie dzwonić rano, mogę być bardzo nieprzyjemna ;) Mam wrażenie, że mogłabym spać do oporu - jeśli nie muszę wstawać i jest cicho w mieszkaniu, śpię nawet 12 godzin, niezależnie od poziomu zmęczenia. Nie ma opcji, żebym wstała dobrowolnie np. między 7 a 8. Jestem sową, więc są o wiele większe szanse, że odpiszę na sms o północy niż o 9 rano ;-) Śpię twardo i miewam zazwyczaj bardzo plastyczne sny.

4. Kocham psy miłością wielką. Jako dziecko podchodziłam ufnie do wszystkich psów, niezależnie od wielkości ;) Psy chyba wyczuwały, że czyste uwielbienie przeze mnie przemawia, bo nigdy żaden nie zrobił mi nic złego. Teraz oczywiście już jestem roztropniejsza ;) Nadal jestem jednak pierwsza do głaskania i gadania do napotkanych psów :D Niestety, teraz nie mam możliwości przygarnięcia psa, nad czym ubolewam. Uważam, że bez zwierząt nie ma pełnego życia ;)



Moją ulubioną rasą jest dog niemiecki, w ogóle lubię duże psy!
















5. Chłopak mówi, że cierpię na lekki zespół Aspergera ;) Faktycznie, nie lubię zmian - tych mniejszych i tych gwałtowniejszych. Muszę długo się do nich szykować psychicznie. Lubię też, żeby wszystko przebiegało w ustalonych ramach, mam swoje rytuały i łatwo się irytuję, jeśli nie mogę ich dopełnić z jakichś względów. Niestety mój charakter jest skomplikowany i te cechy nie przekładają się na np. zamiłowanie do porządkowania - jestem niezłą bałaganiarą ... 


6. Jestem dość oszczędną osobą. Nie cierpię marnotrawstwa i rozwalania pieniędzy na pierdoły. Oczywiście kłóci się to nieco z tym, ile choćby zgromadziłam kosmetyków do włosów ... No, ale to tylko to :P Ogólnie potrafię sobie wiele rzeczy odmówić, odkładam pieniądze, lubię poczucie zabezpieczenia. Moje koleżanki z pracy po dostaniu wypłaty po kilku dniach mówią, że już nic im nie zostało... Ja nie idę w takie tango ;) Nie wydaję też pieniędzy na rzeczy moim zdaniem zbędne - kupowanie brukowców, batoników, czegoś po drodze bo akurat mi się zachciało. Może to się wydawać rygorystyczne, ale ja nie odczuwam, żebym sama sobie stworzyła więzienie ;) Serio, jakby się podliczyło, ile miesięcznie wydaje się na takie bzdurki, to oczy wyszłyby na wierzch. Mi wystarczy, że na niezbędne rzeczy wydaje się kupę kasy, np. jedzenie czy zapłacenie rachunków. 
Żeby nie było tak strasznie, jasne jest, że czasem i ja sobie kupuję jakąś głupotkę dla samej przyjemności ;-) W marcu myślę o paletce Sleek, marzy mi się od dawien dawna!



7. Lubię wracać do znanych mi już filmów i książek. Nie przeszkadza mi, że znam już historię i zakończenie - oglądanie/czytanie nadal sprawia mi przyjemność, to jak powrót do czegoś znanego i bezpiecznego ;) Analogicznie, czasem trudno mi się przekonać, żeby oglądnąć coś całkiem nowego, o czym nic nie wiem, jestem z marszu sceptycznie nastawiona :-D







Mam nadzieję, że przyjemnie się Wam czytało o moich dziwactwach ;-) 

Miłego dnia!

wtorek, 5 marca 2013

Długo wyczekiwana przesyłka od L'Occitane i mocno mieszane uczucia.

Dziś dostałam maila od przedstawiciela firmy L'Occitane z informacją o wysyłce paczki z kosmetykami do testów. Jakie przeboje są z tą współpracą wiedzą dobrze chyba wszystkie blogerki, nawet te, które jej nie nawiązały. Może to nie fair, że to piszę w momencie, gdy już paczkę otrzymałam, ale czy jest fair po trzech miesiącach milczenia poprzetykanego co jakiś czas mętnymi tłumaczeniami, wysyłać blogerkom miniatury kosmetyków do testów? Jakim sposobem jest teraz możliwe napisanie rzetelnych recenzji? No cóż, pytanie zbędne, bo takiego sposobu nie ma, więc i problem z głowy. ''Recenzje'' będą musiały być tak samo miniaturowe jak i otrzymane produkty, bo inaczej po prostu się nie da.

Szkoda, bardzo szkoda. Nie zrozumcie mnie źle - to nie jest tak, że jestem chciwa i oczekiwałam dostania całej serii pełnowymiarowych produktów. Ja rozumiem, te kosmetyki są bardzo drogie, nawiązanych współprac od groma, ale - można było to inaczej przemyśleć. Wolałabym dostać JEDEN pełnowymiarowy kosmetyk i móc napisać sensowną recenzję, niż kilka miniaturek. Również i Wy z kilkuzdaniowych refleksji na temat kosmetyku wiele nie wyniesiecie. 

Od strony wizualnej przesyłka jest urocza - pomysłowa, ładna i bez zarzutu. Chyba każdej dziewczynie spodoba się ten babciny koszyczek. Tu zdecydowany plus, miło było odpakować coś takiego. Jednak chyba nie o to chodziło, żeby blogerki pisały o koszyku...?


Kwiatowe wnętrze, a w środku drobiazgi.

W środku znalazłam mydełko, krem do rąk, żel pod prysznic, krem na noc, wodę toaletową - wszystko to miniaturki. Po dwukrotnym zastosowaniu kremu obawiam się, że starczy jeszcze tylko na kilka użyć.


Wszystko wygląda pięknie i może w innych okolicznościach miałoby swój urok, ale niestety teraz czuję niesmak. Myślę, że w tej całej sprawie zawinił brak dobrej komunikacji między firmą a blogerkami. Długie milczenie, nieodpowiadanie na maile - chyba każdy spodziewał się czegoś innego. Jak widać, wzajemne oczekiwania na temat jak powinna wyglądać współpraca, mocno się rozminęły. Osobiście nie wiedziałam, że do testów dostanę miniatury, gdybym została o tym uprzedzona - zrezygnowałabym ze współpracy.

Oczywiście, mogłam też to wszystko spakować i odesłać, a nie teraz pisać na blogu i marudzić - wiem, też mój błąd, jedyne wytłumaczenie to to, że serio nie ogarnęłam na początku, że to tak naprawdę ;) Skoro już odpakowałam, to musi zostać jak jest, ale tak jak napisałam na początku - w tym wypadku o pełnowartościowych recenzjach nie może być mowy, podzielę się jedynie moimi powierzchownymi wrażeniami...


A co Wy o tym sądzicie?

................................................................................................................

Ostatnio zdenkowałam kilka masek Bingo, więc pora uzupełnić zbiory :-P Długo polowałam na maskę z glinką Ghassoul i wreszcie mam! Jak na razie mogę napisać, że pięknie pachnie, całkiem inaczej niż wcześniej testowane przeze mnie maski.


A że odkryłam, gdzie można tanio kupić maski Bingo w Krakowie, czuję, że zbiory zostaną jeszcze bardziej powiększone :-D Chyba jedynie lenistwo będzie w stanie obronić mój portfel przed uszczupleniem (na ulicę Długą i do drogerii Jasminum mam troszkę daleko ... ;) ).

Dobrej nocy!