sobota, 27 kwietnia 2013

Kuracja ampułkami Seboradin Forte - czy warto?

Zniknęłam z blogosfery nagle, a powodem głównym było choróbsko, które zaatakowało mnie w zeszły piątek. Kilka dni wyjętych z kontekstu, powrót do pracy i ... nawrót choroby. Nie wiedziałam, jakie to podłe uczucie stracić głos i mówić tylko szeptem ;) 

Powracam w (prawie) pełni sił z recenzją ampułek Seboradin Forte, które otrzymałam w ramach testów.

Przykuwające wzrok czerwone opakowanie mieści 14 ampułek po 5,5 ml. Od razu zdecydowałam, że będę dzielić jedną ampułkę na dwa stosowania, z prostej przyczyny - gdybym tego nie zrobiła, kuracja starczyłaby mi na 2 tygodnie (nie mogłabym raczej wtedy zbyt wiele powiedzieć o efektach). Ponadto uznałam, że połowa ampułki w zupełności wystarczy na pokrycie skóry głowy. 

Pamiętajcie jednak, że producent obiecuje 85% skuteczności przy stosowaniu codziennie całej ampułki i to najlepiej przez 3 miesiące. Decydując się na podzielenie ampułek zdawałam sobie sprawę, że mogą nie podziałać w pełni.

Opis producenta:




Tak wyglądają ampułki - przyznam, że nie miałam wcześniej wcierki w takiej formie :


Ampułka zamykana jest na mały koreczek - ile ja miałam na początku problemów z wyjmowaniem go ;-) Wykręcanie nic nie pomoże, za koreczek trzeba mocno i zdecydowanie pociągnąć - zawsze się bałam, że szklana ampułka pęknie mi w dłoniach przy tym ściskaniu i szarpaniu. Możliwe jednak, że jestem po prostu mało sprawna manualnie ... ;-) Jak miałam możliwość, prosiłam chłopaka, żeby rozprawił się z otwarciem :-P 
Daję więc mały minus za problemowe otwieranie, choć przyznam, że później nabiera się już wprawy. 


Zdecydowałam się na testowanie tych ampułek, ponieważ bardzo spodobał mi się skład. Myślałam też nad ampułkami Seboradin Niger - tymi fioletowymi - ale zdecydowanie bardziej spodobały mi się wyciągi w składzie czerwonej wersji. Znajdziemy tam:

witaminy z grupy B,
ekstrakt z papryki i drzewa cytrusowego,
ekstrakt z chmielu,
ekstrakt z żeń-szenia,
witamina H,
wyciąg z drzewa oliwnego

Szczególnie ta papryka zadziałała na moją wyobraźnię ;-) Liczyłam na pobudzenie cebulek do działania.

Cały skład:

Aqua/ Alcohol(and)Propylene Glycol(and)Diethylphtalate Hydrogenated Castor Oil (and) Panax Ginseng Root Extract(and) Capsicum Frutesces(and) Humulus Lupulus Cone Extract Butylene Glycol(and) PPG-26-Buteth-26-PEG-40 Hydrogenated Castor Oil (and) Apigenin Oleanoic Acid, Biotinyl Tripeptide, Nicotinamide, Pyridoxine Hydrochloride, Benzyl Alcohol (and)Metylochloroizotiazolinone(and)Metyloizotiazolinone, Parfum, Citric Acid.

(mogą być literówki wynikające z przepisywania).


Moje wrażenia ze stosowania ampułek:

Przed użyciem ampułek, poczytałam w Internecie opinie na ich temat.  Nie znalazłam ich bardzo dużo, ale niektóre ostrzegały przed pieczeniem, szczypaniem i tym podobnymi efektami. Jak widać, Seboradin może być zbyt silny dla wrażliwych skór głowy. Mnie jednak niełatwo przestraszyć, bo mam wyjątkowo niewrażliwą skórę głowy - nie dotykają mnie problemy podrażnienia. 
Połowę ampułki zwykle wylewałam na spodeczek i aplikowałam palcami na skórę głowy. Dla mnie taki sposób jest najwygodniejszy, ale każdy może wybrać, co mu najbardziej odpowiada. Płyn wcierałam dokładnie w każdy zakamarek głowy ( ;) ) i wykonywałam delikatny kilkuminutowy masaż. Seboradin charakteryzuje się miłym, delikatnym zapachem, osobiście przypadł mi do gustu. 

No ale ... I ja doświadczyłam uczucia ''pieczenia'' głowy przy pierwszej ampułce ;-) Nie było to jednak niemiłe czy uciążliwe, raczej takie uczucie ciepła rozchodzącego się po skórze głowy. Jak dla mnie było to pozytywne, bo stwierdziłam, że ampułki działają :-D Co ciekawe, to wrażenie było najsilniejsze przy pierwszej aplikacji, później już było o wiele mniejsze lub w ogóle nic nie czułam. 
Małe ostrzeżenie : Po wtarciu płynu, od razu udajmy się umyć dłonie. Zdarzyło mi się o tym zapomnieć i np. przetrzeć sobie oko, albo nałożyć krem na twarz ... Nie polecam :-D Piecze! Płyn jest faktycznie silny.  Uważajmy także, żeby nie dotknąć jakiś drobnych ranek, podejrzewam, że wtedy może już zaboleć. 

Ampułki starczyły mi na dokładnie 28 dni. To niedużo, ale po zdjęciu porównawczym mogę napisać, że naprawdę zadziałały:




Jak na miesięczny przyrost, jest ładnie :)  Daje mi to podstawy stwierdzić, że po przeciągnięciu kuracji na 3 miesiące można uzyskać naprawdę wspaniałe efekty. 
Włosy miały się naprawdę dobrze przez ten miesiąc stosowania : pojawiły się kolejne baby hair, miałam też uczucie, ze zrobiły się nieco gęstsze (ale po miesiącu chyba to jednak niemożliwe). No i - urosły, więc Seboradin Forte zdał egzamin :-)
Nie odnotowałam żadnego podrażnienia skóry głowy. Wcierałam je zawsze na noc, nie powodowały obciążenia włosów. 

Minus może stanowić cena : na stronie producenta za ampułki zapłacimy 31.99 plus przesyłka. W aptekach widziałam dużo wyższą cenę, nawet sięgającą do 50 zł.  
Warto jednak moim zdaniem polować na promocję i zaopatrzyć się w dwa opakowania - ampułki okazały się bardzo skuteczne nawet przy dzieleniu ich na pół, więc całościowa kuracja powinna mieć jeszcze lepsze działanie. 

Miałyście może te ampułki? Jakie są Wasze wrażenia?

Pozdrawiam ciepło, 
Klaudia

wtorek, 16 kwietnia 2013

Więcej takich dni proszę..! :) Kilka zdjęć ze słonecznych dni.

Od kilku dni pogoda rozpieszcza Małopolskę, nie muszę chyba pisać, jak bardzo mnie to cieszy :)) Dziś na balkonie było mi wręcz za gorąco, poczułam się jak w środku lata, nawet w ruch poszedł balsam do opalania ;-D

W sobotę, w naszym ulubionym parku, chłopak zrobił mi kilka zdjęć włosów w naturalnym oświetleniu:


Końce są przesuszone, bo przesadziłam z ilością Kapoor Kachli, poza tym zawsze się tak strączkują na wietrze i w naturalnych okolicznościach. Musiałabym je przeczesywać co minutę. 
Podoba mi się jednak, że tak ładnie odbijają słońce.

Tu już słońce nie pada na nie tak intensywnie, więc kolor jest ciemniejszy. Rozwiane przez wiatr, ale za to widać, że coraz dłuższe :-D

Totalnie luźny dzień ze zdrową przegryzką i lekkim czytadłem:

 

Ale wcześniej to się jadło wielgachne zapiekanki na Kazimierzu i sterczało w kolejce po lody na Starowiślnej :-D


Spokojnie, tylko ta ze szczypiorkiem była dla mnie. Wsunęłam ją w chwilę i stwierdziłam, że jeszcze bym zjadła jedną ... Albo choć połowę :-D


Za czym ta kolejka? ;-)

Mam nadzieję, że u Was pogoda też dopisuje i ładujecie akumulatory na słońcu :)

Pozdrawiam ciepło!






sobota, 13 kwietnia 2013

Biedronka, Rossman, drogeria Koliber ... Małe zakupy :)

W moje ręce wpadło ostatnio kilka drobiazgów - a to wszystko przez to, że zewsząd kuszono promocjami ;-) 

Najpierw wybrałam się do Rossmana, gdzie WRESZCIE upolowałam żel Isana z figą i pomarańczą - już myślałam, że w ogóle nie można go kupić, bo nigdy go nie było. Rozglądałam się za nim od grudnia :-D Tak samo łaziłam za wersją z żurawiną ;)


Przy okazji odkryłam nowy żel o zapachu kwiatu maku ;-) Jest fantastyczny! Chyba najładniejsza wersja zapachowa :-)  Słodki, a zarazem orzeźwiający - jak będzie w promocji za 2.99, od razu wezmę 3 ;-)

Chyba jeszcze wrócę do Rossmana po krem do rąk z mocznikiem, jest w promocji, a bardzo go lubię. 

W Biedronce zastałam dzikie tłumy (nauczka - nigdy nie iść tam w sobotę). Biedronka zaczyna przypominać mi targowisko, na środku pełno stoisk z różnorakimi pierdołami,a  to koszulki, a to buty, gdzieś w środku tego kosmetyki obok patelni i noży . Średnio mi się to podoba, wkurza mnie ten bałagan.


Wzięłam więc tylko niezastąpiony i tani żel miceralny (moja ulubiona wersja), który używam głównie do zmywania makijażu. Lubię jego delikatny zapach. Nie mogłam się też nie skusić na płatki kosmetyczne, solidny zapas za niziutką cenę - ok. 5.50 z tego co pamiętam. 
Kupiłam też podgrzewacze o zapachu owoców leśnych - już je miałam, ale mają chyba najładniejszy i najintensywniejszy zapach ze wszystkich rodzajów.

Byłam też w drogerii Koliber w swoim mieście - kiedyś o niej pisałam, to tam jest pełno kosmetyków BingoSpa :) Mieli różne promocje:


Wiosna się zbliża, więc trzeba trochę ujędrnić uda ;) Same kremy oczywiście wiele nie dadzą, ale przy regularnym stosowaniu skóra robi się gładsza i nieco ładniejsza wizualnie. Za oba zapłaciłam ok. 11 zł, więc opłacało się wziąć :)

Peeling Farmony o obłędnym zapachu maliny i jeżyny ... 


Jak tylko powąchałam, od razu wrzuciłam do koszyka ;) Były też inne wersje zapachowe, ale ta najbardziej mi się spodobała. Ogólnie najczęściej używam peelingu kawowego, czasem z domieszką jakiegoś olejku, ale lubię też od czasu do czasu spróbować jakiegoś drogeryjnego peelingu. 


Cena - 4.50 :)

A Wy co ciekawego sobie ostatnio kupiłyście? ;-)

Miłego dnia!







czwartek, 11 kwietnia 2013

Szampon i odżywka w jednym - mydełko Sesa w roli głównej!

Mydełko Sesa 'chodziło'' za mną odkąd zainteresowałam się ajurwedyjskimi kosmetykami. Po fascynacji olejkami, przyszła pora i na to mydełko :) Byłam bardzo ciekawa, czy wzmocni cebulki i przyspieszy wzrost włosów, a także jak ogólnie będzie wpływało na ich stan. Nigdy wcześniej nie myłam włosów czymś innym niż szampon (pomijam płyn Facelle ;) ).

Zapraszam do recenzji :)


Niewielki ładny kartonik, a na nim długowłosa pani, którą już znamy z buteleczki olejku Sesa ;)

Szybkie zapoznanie się z etykietą i składem....


W składzie znajdziemy wyciągi z ziół oraz 6 olejków - m.in kokosowego, migdałowego, neem.
Nie spodziewałam się zastać w tym mydle SLS, niestety gdzieś się czai - ale przynajmniej nie na początku składu. Skład jest ciekawy, ale jak widać nie jakiś supernaturalny, nie zawiera samych dobroczynnych składników.

Opis i zastosowanie:


Wg producenta mydełko można stosować raz w tygodniu - przyznam, że od razu wydało mi się to zbyt rzadko - czy stosując coś raz w tygodniu, można oczekiwać efektów? Z drugiej strony, nie chciałam używać Sesy zbyt często, żeby nie przesuszyć włosów. Koniec końców i tak wyszło, że mydlana piana lądowała na moich włosach najwyżej raz w tygodniu ;-)

Stosowałam mydełko na DWA SPOSOBY:

a) moczyłam włosy, w mokrych dłoniach pocierałam mydełko, żeby uzyskać pianę i wmasowywałam ją w skórę głowy i we włosy. Bardziej w skórę głowy, bo w końcu chodzi o wzmocnienie cebulek. Zostawiałam pianę na ok. 30-40 minut (rzadko miałam czas i ochotę na godzinne i dłuższe trzymanie) i zmywałam ją łagodnym szamponem - najczęściej płynem Facelle. Obowiązkowo później używałam odżywki lub maski, bo włosy po mydełku są sztywne i poplątane. 

Nieco pracochłonne, ale byłam zadowolona z efektów, które było widać po włosach od razu. Przede wszystkim piękny blask szczególnie u nasady włosów, mydełko dobrze też działało na skórę głowy - była nawilżona i gładka. Nigdy nie spowodowało u mnie podrażnienia, swędzenia i tym podobnych atrakcji. 

Ten sposób stosowałam długo, aż wreszcie odważyłam się zaryzykować i umyć włosy samym tylko mydełkiem - bez późniejszego zmywania go szamponem. Po prostu miało wystąpić w roli szamponu ;)

b) o ile w pierwszym sposobie nie starałam się tak bardzo, żeby uzyskać dużo piany i porządnie umyć włosy (bo wiedziałam, że i tak później rozprawię się z ewentualnymi ''niedomyciami'' prawdziwym szamponem), teraz musiałam się wysilić ;) Wielokrotnie pocierałam Sesę w dłoniach, starałam się jak najdokładniej umyć głowę i same włosy. 

Bardzo podoba mi się ''konsystencja'' uzyskiwanej piany, jest taka aksamitna! Mycie przez to jest bardzo przyjemne. 

Piany już nie trzymałam na głowie, tylko od razu spłukiwałam wodą i nakładałam odżywkę. Noo przyznam, że miałam czarne myśli, byłam pewna, że włosy kompletnie się nie umyją ;) Albo odwrotnie - że będą przesuszone, bez blasku i matowe. Spotkała mnie jednak miła niespodzianka - wyglądały o wiele lepiej niż zwykle. Bardzo przyjemne w dotyku, wręcz jedwabiste, błyszczące. Oj, byłam zaskoczona, zwłaszcza, że dużo się naczytałam, że to mydełko nie nadaje się do samodzielnego mycia. Cóż, moje włosy zareagowały bardzo pozytywnie, nawet mój chłopak zauważył, jakie są gładkie i lśniące :)

Niemal mogę powiedzieć, że bardziej mi się podobały efekty samodzielnego użycia mydełka niż te po jego zmywaniu! Są jednak minusy tego sposobu - trzeba się trochę napracować, żeby dobrze umyć nim włosy, prawdopodobnie nie poradziłby sobie z olejem, no i - nie każde włosy tak zareagują jak moje. Czytałam na innych blogach o efektach w postaci przesuszu i matowych kosmyków, tak więc jak widać, nie każdemu posłuży mycie samym mydłem.

Zapach - kadzidlano-mydlany, ja go polubiłam! Znika jednak z włosów, gdy użyjemy odżywki.

Mydełko jest bardzo wydajne - to stan po ok. 2 miesiącach używania. 


Na początku był na nim ładny napis SESA, ale zdążył się zmyć. 
Myślę, że posłuży mi jeszcze wiele miesięcy. Zważywszy na koszt - tylko 8 zł w sklepie helfy- jego zakup staje się zachęcający :)

Mydełko ma pomagać na między innymi wypadanie włosów, łupież, swędzenie skóry głowy. Stosuję wiele produktów, więc nie stwierdzę, czy to on akurat mi pomaga, ale faktem jest, że z wypadaniem włosów nie mam od dłuższego czasu żadnych problemów. Łupieżu czy swędzenia skóry głowy na szczęście nigdy nie miałam, nie powiem więc, czy pomaga na takie problemy.

Liczyłam trochę na przyspieszenie porostu, ale raczej nie zadziałał wiele w tej kwestii. Będę jednak dalej go używać, być może zrobię sobie kurację połączoną z olejkiem Sesa i wtedy zaktualizuję recenzję ;-)

W każdym razie - polecam. Za 8 zł warto wypróbować, czy nasze włosy się z nim nie polubią.

Może już któraś z Was go używała i podzieli się swoją opinią w komentarzach? :) Chętnie poczytam!

Miłego wieczoru, 
Klaudia





wtorek, 9 kwietnia 2013

Aktualizacja włosów marzec-kwiecień. Zdjęcia!

Czy zawsze gdy mam wolny dzień musi być szaro i ponuro, a jak tylko jestem w pracy, jest piękne słońce i niebieskie niebo? Nawet pogoda jest przeciwko mnie! :-P Ale i tak jest już wyczuwalnie cieplej i liczę, że zmierzamy ku lepszemu ;-)

Ku lepszemu zmierzają chyba także moje włosy - nie wiem, czy pamiętacie, jak w marcu marudziłam na ich stan, że już muszę podcinać, że końcówki są suche ... Jednak wtedy zdecydowałam, że się wstrzymam, z minimum dwóch istotnych powodów:
a)kuracja ampułkami Seboradin Forte (podcięcie raczej utrudniłoby stwierdzenie efektów)
b) w maju idę na wesele i chcę, żeby włosy były jak najdłuższe ;-)

Przełożyłam więc podcinanie na początek maja. Dziś jednak uznałam, że moje włosy chyba wcale póki co tego nie potrzebują - prezentują się naprawdę nieźle :)


Trudno zrobić zdjęcie, które dobrze by oddawało porównanie długości - zawsze ramię będzie albo wyżej, albo niżej, albo ogólnie zdjęcie będzie nieco inaczej zrobione. Wybrałam takie, gdzie wg mnie było to najlepiej uchwycone (ale i tak ramię jest odrobinę niżej ;) )

Ogólnie ... Moje włosy mnie zaskoczyły :-D Wyglądają o niebo lepiej niż w marcu. Już od jakiegoś czasu zauważyłam, że nie muszę się specjalnie starać, by były gładziutkie i lśniące. Przede wszystkim zdziwiło mnie, że końcówki wyglądają na zdrowe i nawilżone, jakby były świeżo podcięte. Myślę jednak, że dziś tak dobrze wyszły, bo wczoraj o nie specjalnie zadbałam. Oprócz olejowania włosów na całą noc olejkiem IHT, pokremowałam też końcówki kremem z pomidorem, o którym niedawno pisałam. Chyba to je tak ugładziło i nawilżyło :)
Włosy umyłam płynem Facelle i nałożyłam maskę Ruska Bania z jagodami (odlewkę dostałam od Mariki) Nie ma zmiłuj, wpisuję ją na swoją chciejlistę, jest świetna! :)) Wspaniale wygładza włosy bez efektu oklapu.

Poza tym... Przyrost! Jest widoczny ;-) ''Obwiniam'' ampułki Seboradin, o których niedługo Wam napiszę. Czułam, że włosy mi urosły, ale dopiero zdjęcia to potwierdziły. 

Podoba mi się, jak się ułożyły na tym zdjęciu.


Dziś miała być recenzja mydełka Sesa, ale jak już zrobiłam zdjęcia, postanowiłam od razu je wrzucić ;) W każdym razie spodziewajcie się recenzji na raz następny.


Ostatnio dorzuciłam kilka rzeczy do zakładki wymiankowej, może ktoś jest zainteresowany? ;)
Może ktoś chce się pozbyć mydełka Aleppo? :DD (jak widać, moja Aleppowa obsesja trwa dalej, haha :D)

Pozdrawiam!






piątek, 5 kwietnia 2013

Mineralny szampon i odżywka od Sulphur Busko-Zdrój.

W ramach współpracy z firmą Suphur testuję dermokosmetyki uzdrowiskowe - ostatnio była to emulsja do kąpieli BorowinaSpa. Teraz miałam okazję sprawdzić, czy moje włosy polubią się z mineralną odżywką i szamponem do włosów tłustych, przetłuszczających się, z łupieżem i skórą głowy skłonną do podrażnień.

Kosmetyki recenzuję razem, gdyż też zawsze używałam łącznie tego duetu, jak zresztą wskazuje producent.


Proste buteleczki, wyglądające trochę ''aptecznie''. Zarówno szampon, jak i odżywka mają 200 ml pojemności. 
Zamykają się na solidną klapkę, niewielki otwór pomaga w kontrolowaniu aplikowanego kosmetyku:


Pierwsze co zrobiłam z otrzymanymi kosmetykami to oczywiście natychmiast je powąchałam - nie wiem, czy się orientujecie, ale woda siarczkowa ma swój niepowtarzalny aromat :-D Od razu przypomniało mi się dzieciństwo i wyjazdy do Krynicy z rodzicami ... Nie wiem, czemu tak często tam jechaliśmy, ale Pijalnia Wód zapadła mi w pamięć. W każdym razie jak tylko powąchałam szampon, wróciły wspomnienia ;) 
Nie, zapach NIE jest ładny ;-) Ale na szczęście nie utrzymuje się na włosach. 


Zaskoczyło mnie trochę, że szampon ma w składzie SLES, myślałam, że będę miała taki łagodny, delikatny szampon do codziennego mycia. Jednak już przy myciu czuć, że szampon naprawdę dogłębnie oczyszcza, włosy aż skrzypią. Niżej możecie przeczytać opis producenta.



Szampon zrobił na mnie dobre wrażenie - porządnie mył włosy, nie miał problemów ze zmywaniem olei. Dobrze działał na skórę głowy, czułam, że jest dobrze oczyszczona i jednocześnie ukojona. Ma kremową, dość lekką konsystencję, niewielka ilość wystarczyła, by uzyskać sporą ilość piany. Wydajność przez to też jest dobra.
Nie zauważyłam jednak, żeby wpływał na ograniczenie przetłuszczania - włosy przetłuszczały się w takim tempie jak zawsze. Bezpośrednio po umyciu były ładne i puszyste.



Po odżywce oczekuję zawsze więcej niż od szamponu, dlatego też patrzyłam na nią ostrzejszym wzrokiem ;)


Odżywka ma znacznie ładniejszy zapach niż szampon - cechuje się nieco cytrynowym aromatem. Ucieszyło mnie to, gdyż jednak nie chciałabym, żeby z moich włosów pachniało zbyt uzdrowiskowo :-D



Odżywkę stosowałam jak każe producent, no może trzymałam ją nieco dłużej na włosach, ok. 10 minut. Nie omijałam też skóry głowy. Od razu napiszę o najgorszym elemencie tej odżywki, czyli KONSYSTENCJI. No więc - jest to wręcz woda. Jeszcze z czymś takim się nie spotkałam :D Spójrzcie same :


Prawie jej nie widać ;) No konsystencja odżywki jest kłopotliwa, nakładam ją przez to na włosy naprawdę mnóstwo, bo błyskawicznie się wchłania i nie wiem, czy włosy dostały już swoje. Poza tym przecieka przez palce i część ląduje w wannie. 

Jestem więc zaskoczona, że działanie odżywki nie jest takie złe ;-) Nie spodziewałam się po niej wiele, bo uznałam, że jest zbyt lekka dla moich włosów ( w końcu częściej lądują na nich treściwe maski), ale ma swoje plusy. Włosy są po niej puszyste i miłe w dotyku, jest też ich jakby więcej ;) Pozytywnie też działa na blask włosów.
Podobnie jednak jak szampon, nie wpłynęła na ograniczenie przetłuszczania. 

Nie mam problemów z łupieżem ani podrażnioną skórą głowy, więc nie wiem, na ile kosmetyki dają radę pod tym względem. 

O o odżywce i szamponie możecie przeczytać tutaj i tutaj :)

Gdzie można kupić te kosmetyki? Cytat ze strony sulphur.com

Skuteczne leki i najwyższej jakości produkty uzdrowiskowe SULPHUR dostępne są w dobrych aptekach i sklepach zielarsko-medycznych na terenie całego kraju. Można je również kupić za pośrednictwem aptek i sklepów prowadzących sprzedaż wysyłkową (np. www.allecco.plwww.galen-evita.plwww.tanie-leczenie.pl,www.ekoPomidorek.plwww.eko-world.eu, czy Natural Store).
Uwaga! W związku z trudnością z dostępnością leków SULPHUR „na półce” aptek i sklepów zielarsko-medycznych informujemy, że można poprosić w swojej aptece lub sklepie zielarsko-medycznym o ich sprowadzenie podając dokładną nazwę produktu oraz producenta (SULPHUR). Żądany produkt jest wtedy sprowadzany do apteki z hurtowni farmaceutycznej (jego cena nie ulega zmianie) najczęściej w ciągu jednego do dwóch dni. Hurtownie farmaceutyczne które posiadają w ciągłej sprzedaży nasze produkty to m.in. PGF, CEFARM, SLAWEX, TORFARM, FARMACO

Jak widać, mimo że na co dzień pewnie nie spotkałyście tych kosmetyków, z ich kupnem nie powinno być najmniejszego problemu :) Więcej tutaj. Cena szamponu to ok. 17 zł, odżywki - 15. 


Spotkałyście się z tymi kosmetykami?












czwartek, 4 kwietnia 2013

Moja pierwsza paletka Sleek...i inne drobiazgi :)

Czy zima zamierza nas kiedykolwiek opuścić? Dziś przy wychodzeniu z domu pomyślałam jakby było już fajnie po prostu zarzucić lekki sweterek i wyjść, a nie być zmuszonym do zakładania tony ubrań! Wszystko doszczętnie mi już obrzydło :-/ A że najlepiej poprawia się humor zakupami ... O tym dzisiejsza krótka notka ;-)

Paletka Sleek chodziła za mną już od dawien dawna. Na początku byłam fanką Au Naturel, dopóki nie zobaczyłam drapieżnej Bad Girl ;-) Wiedziałam, że kiedyś się na nią na pewno skuszę!


Cienie mnie nie zawiodły, niesamowicie mi się podobają. Uwielbiam ciemne, wyraziste kolory na powiece, rzadko używam jasnych, nudnawych odcieni. Nie mam jednak zbyt wielkich zdolności, więc nie oczekujcie, że pokażę jakieś makijaże przy użyciu tej paletki :-D Przyznam jednak, że paletka wjechała mi na ambicję, chciałabym umieć się naprawdę ładnie pomalować tymi cieniami, więc ostatnio oglądam propozycje makijaży na youtube i blogspocie. Zazdroszczę dziewczynom talentu :) Jeśli spotkałyście się z jakimiś ładnymi propozycjami makijażu przy użyciu Bad Girl, wrzucajcie linki! 

Chyba najbardziej podoba mi się dolny rząd, szczególnie upodobałam sobie niebieskie cienie. Zecydowanie jednak jest to paletka bardziej na wieczorowe makijaże, więc myślę już nad jakąś bardziej neutralną, codzienną wersją Sleeka. 


Podoba mi się solidne, a zarazem estetyczne opakowanie.
Czuję, że się nieco zaspokoiłam, same pewnie Wiecie jak to jest, gdy coś tak chodzi po głowie i męczy - u mnie to były te cienie :-D


A jaka jest Wasza ulubiona paletka Sleek?

Oprócz tego, zakupiłam ostatnio takie mydełko:


Kupiłam go w eco delikatesach za 12 zł- mają tam półkę z kosmetykami zbliżonymi do natury. Nie wspominałam, ale moja cera ostatnio woła o pomoc. Już sama nie wiem, co mam robić, żeby było lepiej, bo nic mi nie pomaga ... Kupiłam sobie znów żel Davercin, który kiedyś mi pomagał, zobaczymy jak będzie teraz. Póki co, nie patrzę w lustro. Mam wrażenie, że wszystkie kosmetyki mi tylko szkodzą :-/
Tym mydełkiem od pewnego czasu myję twarz i co mogę stwierdzić - przynajmniej nie szkodzi. Nie powoduje wyprysków, nie wysusza, skóra jest dobrze oczyszczona. 


Myślę ostatnio coraz częściej nad mydełkiem Alep. O jego świetnych właściwościach przeciwtrądzikowych czytałam już na tylu blogach, że podziałało także na mnie ... Oczywiście zapoznałam się także z negatywnymi opiniami. W każdym razie chciałabym go bardzo wypróbować, ląduje na liście chciejstw.



Macie z nim jakieś doświadczenia?

I na koniec ... Kto nie lubi podgrzewaczy z Biedronki :-D
Tym razem wybrałam wersję zapachową Kwiaty i bardzo ją polubiłam :) Przynajmniej w pokoju pachnie wiosną, skoro nie można tego oczekiwać na zewnątrz.



Jutro powinna się pojawić recenzja pewnego szamponu i odżywki.

Pozdrawiam Was ciepło!





środa, 3 kwietnia 2013

BingoSpa na celowniku po raz enty ;-)

W ramach współpracy z BingoSpa  w moje ręce wpadło kilka kosmetyków, których wcześniej nie znałam. Jak wiecie, mam lekką obsesję tylko na punkcie ich masek do włosów :-D Jednak coraz bardziej uważam, że słusznie - po przetestowaniu kilku innych produktów z tej marki, stwierdzam, że maski stanowią najsilniejszy punkt programu. Potwierdzi to choćby ta notka z recenzjami - na trzy produkty dwa oceniam jako średniaki, a tylko jeden jest naprawdę godny uwagi.

Zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami!


Do testowania wybrałam kolagenową śmietankę pod prysznic (prościej - to żel :D), peeling błotny do twarzy z kwasami owocowymi i krem pielęgnacyjny z Zea Mays.

Na pierwszy ogień kolagenowa śmietanka :

Miałam już kolagen do ciała z tej linii i oba produkty są bardzo do siebie podobne - zarówno jeśli chodzi o opakowanie, jak i zapach. Zakrętka, która była irytująca w balsamie do ciała, jest jeszcze bardziej irytująca w żelu pod prysznic :-P Bardzo niewygodnie się odkręca, zwłaszcza mokrymi rękami. Prosimy o pompkę! 
Sama buteleczka ogólnie mi się podoba, choć oczywiście nalepka nie jest zbyt trwała. 
Zapach jest ładny, delikatny, mydlany. W sumie nic wyjątkowego, nie jest to zapach, do którego chciałabym wracać, szybko znika, nie utrzymuje się na skórze. Wolę jednak, jak żel oferuje większe wrażenia węchowe.
Niewątpliwym atutem tego myjadła jest to, że pozostawia skórę miękką i gładką, nie wysusza i nie podrażnia. 

O kosmetyku więcej możecie przeczytać tutaj. Kosztuje 8 zł za 300 ml, więc cena jest całkiem przyjemna.

Krem pielęgnacyjny z Zea Mays:


Echhhh .... No o tym kremie to ciężko będzie mi się pisało :) Od początku podchodzę do niego jak pies do jeża. Mam jednak nauczkę, żeby nigdy nie brać kosmetyków, jeśli nie znam ich składu! Zawsze tego przestrzegam, a jednak przy tym kremie zgłupiałam. Przyznam, że po prostu założyłam, że będzie lepiej niż się okazało.

No, ale Klaudia przeczytała, że jest polecany dla cery mieszanej, tłustej oraz problematycznej
np. ze zmianami trądzikowymi, więc stwierdziła, że jest wprost dla niej. 
Tzn - nie zrozumcie mnie źle - ten krem mnie nie zabił, ani nie wyrządził mi jakiejś krzywdy. Po prostu ze względu na kiepski skład nie lubiłam go stosować, bo wiedziałam, że pielęgnować skóry to on za bardzo nie będzie. 


Parafina, silikony, parabeny ... Tytułowy olej kukurydziany gdzieś w środku tego.

Używałam tego kremu tylko rano, pod makijaż. Sprawdzał się nieźle, bo jest bardzo leciutki, wręcz wodnisty, szybko się wchłania.  Ładnie pachnie. Przy jego pierwszych stosowaniach odnotowałam wysyp pryszczy, co już mnie zupełnie zabiło i odstawiłam go na chwilę. Później zaczęłam go stosować tylko rano i już wtedy takich wstrząsających wrażeń nie miałam. 


Czytałam jednak dużo opinii obwiniających go za zapychanie. Od siebie również nie polecam, są kremy o lepszym składzie, prawdziwie pielęgnujące, a nie tylko z opisu. 
Jestem na ''nie''.

14zł/100gr w sklepie bingo.


Peeling błotny z kwasami owocowymi.


Ale ''jadę'' do tej pory ;-) No to żeby nie było, że taka jestem niemiła - pora na porcję zachwytów ;-) 
Peeling z BingoSpa to bardzo przyzwoity kosmetyk, w zasadzie do niewielu rzeczy mogę się przyczepić. Chyba jedynie znów do tej nalepki!! Która szybko się zdziera i przez to całość wygląda bardzo nieestetycznie. Błotko nie jest także zabezpieczone od wewnątrz żadnym dodatkowym wieczkiem, więc łatwo się może wylać.


Dużo osób pisało o tym peelingu, że jest za delikatny. Według mnie te drobinki są naprawdę ostre! Raz zrobiłam sobie zbyt entuzjastyczne peelingowanie twarzy, to uwierzcie, że miałam na niej później czerwone plamki (szybko zniknęły). Dla mojej twarzy jest wystarczająco mocny. Bardzo go polubiłam, pozostawia twarz gładziutką, miękką i widocznie oczyszczoną. Lubię po nim nałożyć jakąś maseczkę, efekty wtedy są jeszcze wyraźniejsze. 

Tym razem skład jest bardzo przyjemny:


Błotko już na drugim miejscu, przez resztę składu ciągną się głównie ekstrakty. Na końcu rzecz jasna parabeny ;) Ale i tak jest ok. 

Na początku peeling mi w ogóle nie pachniał, a teraz coraz częściej stwierdzam, że ma swój charakterystyczny aromat. Nieszczególnie przyjemny, ale nie zwracam na to uwagi, w końcu zmywa się go z twarzy ;)

12 zł za 100 gr produktu - moim zdaniem warto, jest to kosmetyk godny uwagi. Tutaj przeczytacie o nim szerzej.


Podsumowując : Kremowa śmietanka to średniak, krem również (przechyleniem do bubla, może czynić krzywdę przez niesympatyczne składniki), peeling wypada zdecydowanie najlepiej, dlatego też z czystym sercem mogę polecić :)


Pozdrawiam ciepło, 
Klaudia