niedziela, 27 kwietnia 2014

Aktualizacja włosów w kwietniu.

Dawno nie było aktualizacji włosów, więc wykorzystując wolny dzień i świeżo umyte włosy, poprosiłam chłopaka o zrobienie zdjęcia. Muszę przyznać, że ostatnio trochę straciłam serce do pielęgnacji włosów, co chyba widać po ostatnich notkach - całkiem inna tematyka ;-)) Nie przejmuję się już tak bardzo ich stanem jak kiedyś, bo uważam, że są całkiem zdrowe. Mam wrażenie jednak, że stanęły w miejscu, bo kompletnie nie ma różnicy w przyroście po 2 miesiącach - dlatego też nie zrobiłam tak jak zwykle zdjęć porównawczych. Nie było co porównywać ;-)


Włosy są po masce Gliss Kur żółtej i tylko umyte szamponem papryczkowym - muszę wreszcie zrobić recenzję żółtej maski, bo jest bardzo fajna ;)

Ostatnio dostałam kilka fajnych kosmetyków - mydełko, maskę, olejek i tonik, więc myślę, że teraz będę miała większą motywację, żeby o nie znów zadbać :-) Pokażę te skarby w następnej notce. 

Ogólnie muszę znów coś fajnego zrobić dla włosów, ale mam jakiegoś wielkiego lenia ;-) 

A teraz godzinka z hula - hop plus serial :-D 

Miłego wieczoru!

wtorek, 22 kwietnia 2014

Skromne skorzystanie z promocji w Rossmanie ;-)

Dziś obudziła mnie piękna pogoda, więc wygrzebanie się z łóżka nie zajęło dużo czasu i juuuuż o 10 byłam w Rossmanie :-D Jak na mnie, to naprawdę nieźle! ;) Mile zaskoczyły mnie pustki przy szafach z kolorówką. Już myślałam, że spokojnie sobie wszystko pooglądam, ale nadzieja matką głupich ... Moja obecność przyciągnęła jak magnes sznur bab. Oczywiście, jak to zwykle bywa, wszystkie w jednym momencie chciałyśmy oglądać to samo ;-)) Na szczęście miałam w sumie już zaplanowane, co kupię, więc nie zabawiłam długo. 


Głównie chciałam kupić róż i ostatecznie zdecydowałam się na te z Wibo. Były naprawdę w śmiesznej cenie 5 zł, więc od razu wzięłam dwa odcienie - 1 i 9 (9 po prawej). 

Nie planowałam zakupu pudru, bo mam w zapasie jeden z Kobo, ale od dawna już chciałam sprobować tego z Rimmel. Moja koleżanka używa go regularnie i widzę, że prezentuje się bardzo naturalnie na twarzy. Odcienie były baaardzo poprzebierane, zostały najjaśniejsze Ivory 100 i ciemne beżowe. Na szczęście znalazłam ostatni Ivory 103. Zawsze mi było szkoda wydać ponad 30 zł na puder, ale niecałe 17 to przyjazna cena ;-))

W zasadzie nic więcej mnie już nie kusiło - podkład mam, korektor również, więc zdrowy rozsądek udało się zachować bez problemów ;) 

A Wy już po zakupach? :)

niedziela, 20 kwietnia 2014

-49% w Rossmanie - jaki róż do policzków polecacie?

Hej :-) Muszę Wam szczerze powiedzieć, że nie cierpię blogosfery w świątecznym czasie - wszędzie tylko wszechobecne życzenia i kompletnie nic ciekawego :-P Tylko informacja o obniżkach w Rossmanie wzbudziła mały dreszczyk emocji :-D

Wg internetowych źródeł - nie mam pojęcia, czy to na 100% sprawdzone - rozkład promocji przebiega następująco:

TYDZIEŃ PIERWSZY
-49 % na pudry, korektory,róże, fluidy od 22 kwietnia do 27 kwietnia

TYDZIEŃ DRUGI
-49 % na tusze, cienie, kredki, eyelinery od 28 kwietnia do 4 maja

TYDZIEŃ TRZECI
-49 % na szminki, kredki do ust, lakiery, produkty do paznokci od 5 maja do 11 maja



Na Rossmany zapowiada się niezły najazd ;-)) 

Ja nie planuję dużych zakupów, brakuje mi tylko aktualnie jakiegoś fajnego różu do policzków. Stąd moje pytanie - jaki polecacie? Jakieś hity blogosfery, o których nie wiem? ;) Jaki odcień będzie odpowiedni dla oliwkowej cery? Podajcie swoje typy.

W drugim tygodniu pewnie się skuszę na zielony tusz z Wibo, a w trzecim - na jakąś szminkę z Wibo lub inną ;))

A Wy co planujecie kupić?




środa, 16 kwietnia 2014

Kupiłam hula-hop :-D

Zawsze byłam zadowolona ze swojego brzucha i myślałam, że tak już będzie zawsze ... :P Nic bardziej mylnego! Po zimie stwierdziłam, że jeszcze nigdy nie widziałam swojego brzucha w tak fatalnym stanie. Otłuszczony, zaznaczają się boczki, wolę nie wypinać i nie patrzeć z boku, bo dochodzę do wniosku, że musiałam nie zauważyć bycia w błogosławionym stanie ;-) 

Cóż, obżeranie się chipsami przez całą zimę musiało jakoś zaowocować! Pewne zmiany do odżywiania już wprowadziłam, gorzej zmotywować się do ćwiczeń, bo po prostu mi się nie chcę! Przyzwyczaiłam się, że jestem szczupła bez wysiłku, więc teraz podjęcie aktywności jest jak zamach na wolność :-D Ale nie ma uproś, to nieproszone 5 kg ma zniknąć!

Ponieważ mój problem skupia się głównie na brzuchu, zainteresowałam się różnymi ćwiczeniami na ten obszar. I tak trafiłam na hula hop, którym notabene przenigdy nie umiałam kręcić w dzieciństwie :-D


Głównie zachęciły mnie świetne motywujące zdjęcia, które dziewczyny wrzucają np. na Wizażu. Wątek o hula-hop ma już kilka części! Marzy mi się mieć wcięcie w talii, o którym teraz mogę pomarzyć.

Moje koło bardzo przypomina to ze zdjęcia powyżej- to duża, prosta obręcz, bez żadnych wypustek masujących. Takie koła z masażerami są popularne, ale mają też swoich przeciwników - łatwo dorobić się bolących siniaków. Zdecydowałam, że na początek postawię na zwyczajne koło - nie chciałam zniechęcić się na starcie i rezygnować z ćwiczeń przez siniaki. Ważne jest, żeby koło było duże - powinno sięgać od stóp do pępka (mniej więcej). Moje jest właśnie takie - średnica to 1 m. Nie jest też bardzo ciężkie. Jeśli się 'wkręcę', to może kiedyś kupię bardziej brutalne koło ;))
Nie warto kupować lekkich, zabawkowych kół - to małe wyzwanie, poza tym za małym kołem ciężko zakręcić.


Hula-hop zamówiłam na allegro, ale można też je kupić w sklepach sportowych, hipermarketach itd. 

Moim kołem potrafiłam zakręcić prawie od razu - dziś się strasznie tym jarałam :-D W hula hop strasznie mi się podoba to, że to takie przyjemne ćwiczenia - nie trzeba się bardzo męczyć, można przy tym oglądać serial, a bioderka pracują ;)) Jutro planuję zrobić zdjęcia brzucha, a po miesiącu porównanie - zobaczymy, czy będę miała się czym pochwalić ... :)

A Wam zdarza się pohulać? Jakie macie koła? 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Plusy i minusy podkładów mineralnych - moim okiem.

Mniej więcej dwa miesięce temu przerzuciłam się ostrożnie na podkłady mineralne, jeszcze nie wiedząc dokładnie, co to jest i z czym się je ;-) Mój wybór padł na podkłady Annabelle Minerals, które są dość popularne w blogosferze i mogłam zebrać o nich najwięcej informacji.

Zamówiłam dwie próbki - kryjący Golden Fairest i kryjący Natural Fairest. W gratisie do zamówienia dostałam matujący Natural Fair. Naprawdę nabiedziłam się wybierając odcienie - myślałam nad tym chyba z tydzień :-D O ile z formułą nie miałam problemu - od razu wiedziałam, że przede wszystkim potrzebuję krycia, to właśnie z odcieniem było ciężko ... Bardzo pomogło mi zestawienie Blanki - na podstawie jej zdjęć stwierdziłam, że tonacja Golden jest właśnie dla mnie. Beżowa, nad którą wcześniej się zastanawiałam, ma zdecydowanie zbyt dużo różowych tonów, a natural jest po prostu zbyt jasna. Jednak i tak wrzuciłam jeden 'naturalny' odcień do koszyka, bo trochę się bałam, że golden okaże się zbyt ciemny.


Pojemniczki zawierają tylko 1 gram produktu, ale są naprawdę bardzo wydajne. Śmiało mogę powiedzieć, że jeden wystarczył mi na kilkanaście aplikacji. Końcówka mi się wysypała, więc pewnie starczyłby na jeszcze dłużej :-P Próbka kosztuje 7.50. 
Nie będę pokazywała odcieni, bo mój aparat jest na to zbyt słaby.

Już po pierwszych aplikacjach okazało się, że golden faktycznie jest strzałem w dziesiątkę, a natural jest zdecydowanie zbyt jasny. Na mojej buzi jest po prostu biały i wygląda komicznie ;-) Za to na pewno stanowi fajne rozwiązanie dla dziewczyn o bardzo jasnej cerze - w końcu nie od dziś wiadomo, że ciężko dobrać odpowiednio jasny podkład, gdy w drogeriach jest przesycenie opalonych odcieni ;-)

Teraz używam tego podkładu z Pixie:


Oczywiście nie udało mi się uchwycić odcienia - naprawdę jest ciemniejszy i bardziej żółtawy.



Ufff, odcień już wybrany, to teraz najważniejsze - czy efekty są warte zachodu?

PLUSY MINERAŁÓW:

Bardzo naturalny efekt. Mam wrażenie, jakbym nic nie miała na twarzy, a koloryt jest wyrównany, a niedoskonałości w miarę zakryte. Czuję się też lepiej z tym, że nie obciążam cery zbędną chemią. Cera wygląda naturalniej i bardziej świeżo, czasem miałam wrażenie, że Revlon mnie postarza ;) 

MINUSY MINERAŁÓW:

Muszę zaznaczyć, że minerałów jeszcze nie rozgryzłam do końca. Nie mam pojęcia, dlaczego raz wyglądają na mojej twarzy lepiej, a innym razem gorzej. Dlatego moje plusy i minusy mogą w pewnych momentach gryźć się ze sobą ;-) 

Do największych minusów zaliczam to, że czasem podkład zaczyna mi się warzyć na twarzy. Pierwsze kilka godzin - idealna buźka, następne - buzia z koszmaru :-P Wyglądam tak, jakbym przesadziła z pudrem ... Wydaje mi się jednak, że to nie wina samego podkładu, tylko wysokiej temperatury, która panuje w mojej pracy. Po prostu wszystko zaczyna mi spływać z twarzy i chyba nawet najlepszy podkład temu nie podoła. 

Wydaje mi się też, że wpływ może mieć krem aplikowany na cerę przed nałożeniem podkładu. Na niektórych ''trzyma się'' lepiej lub gorzej. Tak jak pisałam, wiele kwestii jeszcze nie rozgryzłam ;))

To co już wiem na pewno - podkład mineralny należy nakładać kilkoma cienkimi warstwami. Raz z pośpiechu nałożyłam jedną większą i wyglądałam naprawdę koszmarnie ;-)) 

Kolejny minus ... Może tylko ja jestem taką niezgrabą, ale zawsze przy nakładaniu podkładu coś mi się wysypie, albo przy zamykaniu pojemnika sprowokuję chmurkę proszku dookoła ... Ogólnie nie ma szans, żeby proszek znalazł się tylko na twarzy ;) Może to drobiazg, ale naprawdę mnie denerwuje, że zawsze wszystko ubrudzę dookoła, bo w końcu też marnuję podkład :P Czy tylko ja jestem taka uzdolniona, czy też tak macie?

Czasami również mam wrażenie, że moja twarz wygląda na zszarzałą i zmęczoną ( to wiąże się ściśle z warzeniem podkładu).


Podsumowując, odpowiednio nałożony podkład mineralny daje ładny, naturalny, świeży efekt. Jest leciutki, a zmywanie go z twarzy jest szybkie i bezproblemowe. Cera może odpocząć od chemicznych drogeryjnych podkładów. Niestety, może warzyć się na twarzy sprawiając, że cera wygląda na zmęczoną, zszarzałą i brzydką. Trzeba poświęcić trochę czasu na jego nakładanie (pośpiech może uczynić więcej złego niż dobrego) i łatwo zrobić wokół siebie bałagan (wysypywanie się proszku). 

Mimo tych wszystkich minusów, nadal będę używać podkładów mineralnych, bo jeszcze dużo przede mną do odkrycia. Nie próbowałam jeszcze np. aplikowania minerałów zwilżonym pędzlem, zawsze robiłam to na sucho. Tę notkę możecie potraktować jako wstępne wrażenia :)

Podzielcie się koniecznie swoimi wrażeniami! Z chęcią zapoznam się z Waszymi radami, bo nie wiem jeszcze wielu rzeczy o minerałach :)




wtorek, 1 kwietnia 2014

Miłe dla oka, ale jednak przeciętniaczki - recenzja masła i jogurtu Fennel.

Halo! Nie popisałam się w marcu z częstotliwością wpisów, ale mam nadzieję, że już wracam do regularniejszego pisania. Obecnie mnie wzięło choróbsko i cały dzień przespałam. Ja to zawsze wiem, kiedy zachorować - trzy dni przed imprezą, na której bardzo chcę być ;-)) No cóż, Theraflu moim najlepszym przyjacielem!

Ale ja nie o tym ... ;-) Jakiś czasu marka Fennel szukała na FB blogerek do testowania swoich produktów. Ponieważ miałam niesamowicie dobre wspomnienia związane z ich masłami do ciała, z chęcią się zgłosiłam. Do testów wybrałam sobie apetyczne mandarynkowe masełko i truskawkowy jogurt. Uwielbiam owocowe nuty w kosmetykach, więc byłam pewna, że ich używanie będzie istnym rajem dla zmysłów.

Nie tym razem ... 


Opakowania kosmetyków Fennel są naprawdę estetyczne i śliczne, aż miło spojrzeć. Masełka (dla ułatwienia czasem będę używać l.mn) są dodatkowo zabezpieczone sreberkiem. Pojemność jogurtu to 300 g, masełka 200. 


Żywiłam duuuże nadzieje co do mandarynkowego masełka. Już wyobrażałam sobie ten cudowny kwaskowaty zapach mandarynek ... Po grejpfrutowym masełku, który recenzowałam tutaj, wyobrażałam sobie, że zawsze zapachy są tak wiernie oddane. Niestety, bardzo się rozczarowałam. Zapach nie ma nic wspólnego z mandarynkami. Ani z żadnym innym owocem. Szczerze, zapach tego kosmetyku skojarzył mi się z jakąś lekarską maścią. Jest naprawdę dziwny, może nie nieprzyjemny, ale na pewno nigdy dobrowolnie nie wybrałabym takiego smarowidła do ciała po poznaniu zapachu. 
Już nawet myślałam, że trafił mi się jakiś wybrakowany egzemplarz, ale znalazłam opinie podobne do moich - nikt się zapachu mandarynek nie odszukał w tym maśle :>
Można się rozczarować, gdy wybiera się produkt kierując głównie zapachem.


Konsystencja masełka za to jest bardzo fajna, gęsta, kremowa, porządna ;-) Można zafundować skórze dawkę ładnego nawilżenia. Pod tym względem nie mam zarzutów. Stosunkowo szybko się wchłania, mimo cięższej konsystencji. Wygładza skórę. Zapach - w tym wypadku na szczęście - nie utrzymuje się długo.


Skład jest ''taki sobie'', kosmetyk zawiera m.in parafinę, silikony, parabeny. Całkiem wysoko masło shea.
 '
Osobiście nie polecam tego produktu - lepiej się skusić na wersję z grejpfrutem :) Fennel ma w swojej ofercie dużo różnych masełek, może akurat tylko ten to taki przeciętniak. 

Jogurt lody truskawkowe - już sama nazwa przyciąga ;-) 


Jogurt ma już całkiem inną konstystencję od masełka - jest leciutka, nawet powiedziałabym 'wodnista'. Po rozsmarowaniu od razu się wchłania, nie pozostawia szczególnej warstewki. Ot, takie lekkie smarowidło bardziej na lato, kiedy nikt nie chce się kleić ;-)

Ma przyjemny różowy kolor.


Liczyłam, że zapach będzie bardziej autentycznie truskawkowy ;), ale bardziej przypomina cukierek truskawkowy. Szału nie ma, ale jest przyjemny. Ale pod tym względem już chyba bardziej wygrywa balsam truskawkowy z Joanny. 

Wygładza i lekko nawilża, ale to jest tylko efekt na chwilę. 


Resumując, kosmetyki nie podbiły mojego serca, ale tak to czasem bywa ;-) Jestem pewna, że coś z oferty Fennel mogłoby jeszcze mnie tak zauroczyć jak wielokrotnie wspominane grejpgrutowe masełko ;)) 

Dostępność chyba tylko internetowa - http://fennelcos.sklep.pl/. Nie mogę teraz wejść na ich stronę, ale wydaje mi się, że ceny wahają się od 30 do 35 zł. 


Mam nadzieję, że nie zapomniałyście mnie jeszcze ... ;)